Umiejętności miękkie – konieczność czy fanaberia?

Umiejętności miękkie – konieczność czy fanaberia?

18 lipca, 2022 0 przez Redakcja

Lubimy zatrudniać dobrych fachowców. Lubimy być nazywani „fachowcami od czegoś”. Krótkie sięgnięcie do leksykonu ujawnia znaczenie słowa „fachowiec” jako „specjalista w swoim zawodzie”. Pierwsze skojarzenie jest więc, im większy specjalista tym pewnie większy z niego (z niej?) fachowiec. Dalej kojarzy się anegdota, że jeśli chce się wiedzieć coraz więcej w ramach coraz węższej specjalności to dojdzie się do sytuacji gdy „wie się wszystko ale… o niczym”. Więc pewnie jednak nie może to być tylko ta droga – wąska specjalizacja.

(*)  Taka sytuacja. Początek lat 90-tych, ledwie kilka lat od zmiany ustrojowej w Polsce. Jeden z szefów polskiego oddziału wielkiej międzynarodowej firmy teleinformatycznej opisuje polskich absolwentów, których co roku zatrudnia: „Świetni specjaliści, doskonale znają szczegóły techniki, standardy i produkty. Ale ich umiejętności miękkie to katastrofa. Zaraz po przyjęciu do pracy nasza firma wysyła ich na szkolenia z zakresu negocjacji, zarządzania projektami, kultury biznesowej itp.”

Od tamtej chwili minęło wiele lat. Zmieniły się polskie uczelnie. Coraz powszechniejsze jest odczucie, że o wartości absolwenta nie decyduje tylko jego wiedza merytoryczna, ale w równym stopniu jego umiejętności towarzyszące, niespecjalistyczne, nazywane nieraz krótko „umiejętnościami miękkimi” albo po angielsku soft skills. To trochę tak jak wszyscy czujemy, że na wartość produktu wpływają zarówno jego cechy użytkowe jak i jego forma, atrakcyjność zewnętrzna, a nawet opakowanie. Szczególnie, że te zewnętrzne aspekty zobaczą wszyscy, a szczegóły ocenią tylko nieliczni.

Umiejętności miękkie – przelotna moda czy trwała tendencja?

Wydawałoby się, że w kwestii potrzeb kształcenia w zakresie umiejętności miękkich nie trzeba nikogo przekonywać. Już w latach 70-tych ówcześni studenci politechnik mieli obowiązek zaliczenia przedmiotu o wdzięcznej nazwie „nauka o pracy”, a początkujący asystenci obowiązkowo zaliczali tzw. „szkolenie pedagogiczne”. Co do wartości tych kursów – uczestnicy mieli opinię jednoznaczną. W pamięci pozostają, na przykład, wielokrotnie wypowiadane przez prowadzących stwierdzenia „jak już mówiliśmy, dobrze prowadzone zajęcia powinny się cechować…, wprawdzie nasze tego warunku nie spełniają, ale sami Państwo rozumiecie, że naszych zajęć to nie dotyczy…”.

Dziś do sfery umiejętności miękkich podchodzi się inaczej. Hasła wiodące są rozmaite. Mowa jest albo o negocjacjach albo o zarządzaniu projektami, często o przedsiębiorczości lub prowadzeniu firmy, niekiedy o komunikacji (czasem z dopiskiem, że chodzi o komunikację międzykulturową), rzadziej o biznesowej etykiecie czy zarządzaniu zespołem albo przywództwie, a nawet zarządzaniu zmianą. Wszyscy już rozumieją, że obszary tych tematów nachodzą w pewnym stopniu na siebie, tak jak nieuniknione były w szkole (albo wręcz pożądane) pewne związki albo powtórzenia pomiędzy lekcjami z literatury i historii albo zajęciami z matematyki i fizyki.

Jest pewien kłopot z wykładowcami. Na uczelniach tematyka jest tradycyjnie uznawana za niewdzięczną, bo… niespecjalistyczną! Próby zaangażowania do tematyki praktycznego zarządzania projektem osoby, która habilitowala się w tej tematyce kończą się spektakularną porażką, gdyż słuchaczy nijak nie interesują naukowe hipotezy w tej kwestii, za to żywo domagają się przykładów wziętych z praktyki, interakcyjności i pragmatyzmu. Uczelnie radzą sobie w tej sytuacji jak mogą, najczęściej wyszukują wykładowców z doświadczeniem pozaakademickim, zainteresowanych tak zdefiniowaną tematyką i uruchamiają coś na próbę. Wielką pomocą w ostatnich latach są liczne projekty związane z kształceniem podyplomowym. Z całą pewnością korzyści związane z tymi projektami – zgodnie zresztą z intencjami sponsorów programu – pozostawią trwały ślad w polskim systemie kształcenia.

Prawda i mity o umiejętnościach miękkich

Z hasłem umiejętności miękkich związanych jest sporo wątpliwości, mitów i powszechnie wypowiadanych opinii niemających wiele wspólnego z prawdą. Bywa, że uczestnicy szkoleń na początku mają wątpliwości co do ich użyteczności. Wiele osób uważa na przykład, że młodym ludziom szkolenie z negocjacji przyniesie niewiele, bo negocjacje to domena szefów firm, polityków lub psychologów policyjnych. Dopiero gdy naukę negocjacji nazwie się sztuką „załatwiania spraw” wówczas każdy przyzna, że nie ma dnia aby czegoś z kimś nie załatwiał. Niektórzy mają nadzieję, że na zajęciach z przedmiotów soft skills dowiedzą się jak manipulować ludźmi, poznają cudowne triki, które w sposób choćby nieetyczny pozwolą im osiągać cele wbrew woli przeciwnika. Tymczasem chęć do wpływania na innych mamy wrodzoną, okazujemy ją od dzieciństwa i jest ona jednym z kluczowych elementów naszych codziennych relacji z innymi. A z samego faktu, że np. sprzedawca pokazując nam rzeczy „od tańszej do droższej” zmniejsza swoją szansę na sukces w stosunku do tego, gdyby zaczął od rzeczy droższej nie wynika, że jest to manipulacja, bo przecież w jakimś porządku obie rzeczy pokazać i tak trzeba.

Gdy na zajęciach kursanci poznają mechanizm szukania i wykorzystywania sytuacji typu win-win, leżący u podstaw skutecznego działania, części osób wydaje się, że tkwi w tym założenie, że natrafiliśmy na altruistycznego, wyidealizowanego partnera, jakiego w prawdziwym świecie ze świeczką by szukać. Tymczasem wyrażenie win-win, które przeszło już do języka potocznego, oznacza to i tylko to, że współpraca to nie jest gra o wartości zerowej, że jest możliwe i pożądane aby obie strony uznały uzgodnienie za korzystne dla siebie i „przyzwoicie satysfakcjonujące”. Psychologia biznesu, także ta pochodząca z kapitalistycznej i podobno bezlitosnej Ameryki mówi jeszcze to, że takie obustronnie satysfakcjonujące rozwiązania, np. między pracownikiem a pracodawcą lub między klientem a wykonawcą projektu czy dwoma konsorcjantami, prowadzi do największej efektywności później, już w trakcie realizacji porozumienia. Tak więc, negocjator po upewnieniu się co do własnych celów i granic kompromisu, ma za zadanie jedynie sprawdzić, czy da się to pogodzić z celami i granicami kompromisu drugiej strony. A jeśli zgodności nie ma? Wówczas lepiej wypić wspólną kawę i bez obrazy rozstać się „do następnego razu” bo przecież następna okazja może już czekać za rogiem…

Na wielu szkoleniach organizowane są kursy dotyczące zarządzania projektami. Nie mówimy w tym miejscu o formalnym potraktowaniu tej tematyki gdyż takie podejście przeznaczone jest raczej dla tych osób i instytucji, które są do tego zobowiązane przez narzucone wymogi zewnętrzne. Typowe szkolenia z tego obszaru leżą dość blisko popularnych szkoleń dotyczących zarządzania zespołem i wszystkie omawiają m.in. sposoby motywowania ludzi. Nie zdarza się prawie nigdy, aby pierwsza myśl u kursantów nie prowadziła do opinii typu „od czasu kiedy Fenicjanie wymyślili pieniądze, nie ma lepszej metody niż…”. Jeśli jeszcze kursanci związani są z instytucją publiczną, wówczas natychmiast pojawia się żal, że „ci szefowie w biznesie to mają dobrze! Mogą dawać wysokie premie, a nieskutecznych pozwalniać…”. Potrzeba kilka godzin, najlepiej spędzonych na warsztatach praktycznych, aby zobaczyć na własne oczy jak – w gruncie rzeczy – podobne mechanizmy działają w różnych sytuacjach i o ile są one bogatsze niż proste wypłacanie premii.

Wiele jest jeszcze tematów i obszarów, które mieszczą się w haśle umiejętności miękkie. Choćby przedsiębiorczość i tematyka prowadzenia własnej firmy, gdzie pokutują powszechne poglądy, że liczy się unikalny pomysł i dobre chęci (a przecież jest nimi podobno piekło wybrukowane), podczas gdy cynicy mówią, że pomysł to – jak dobrze pójdzie – ledwo z 5 % końcowego sukcesu. Choćby hasło zarządzania zmianą, o którym większość podręczników milczy, a choć istnieją książki w całości dotyczące tego tematu to… dotyczą one restrukturyzacji wielkich przedsiębiorstw, zatrudniających tysiące pracowników, podczas gdy większość z nas na co dzień styka się z dziesiątkami małych zmian, z jakich składa się, no właśnie…. z których składa się każda innowacja, a żyjemy podobno w czasach innowacyjnej gospodarki. Możnaby wspomnieć też o zagadnieniach zarządzania wiedzą, w końcu żyjemy ponoć obecnie w czasach postindustrialnej gospodarki opartej na wiedzy. Od tego hasła już tylko jeden krok do pojęcia inteligentna organizacja i procesów uczenia się, dotyczących zarówno osób jak i zespołów…

Minęły już czasy, kiedy dobry produkt bronił się sam swoją funkcjonalnością, niezależnie od wyglądu czy opakowania. Sami tego ponoć chcieliśmy i do tego tęskniliśmy. Wielkim specjalistą też można być bez umiejętności miękkich, mieć rozległą wiedzę i unikalne umiejętności, ale czy aby warto?